Panowie, szanujmy wspomnienia

Czyli uzupełnienie do Ćwierć wieku informatyki.

Do try it at home

Naprawdę warto coś takiego zrobić. Zajmuje to chwilę, a wyzwala jedyne w swoim rodzaju uczucie będące mieszaniną nostalgii, fascynacji i obrzydzenia. Wskazówka dla naśladowców: DOS, kiedy nic nie robi, używa całej dostępnej mocy procesora. Kiedyś to nie miało znaczenia, ale dzisiejszy sprzęt zużywa znacznie więcej prądu (i wytwarza więcej ciepła) pod obciążeniem. Rozwiązania są dwa. Można użyć programu DOSIDLE, który sprawia, że DOS zaczyna zachowywać się przyzwoicie. Można też w ustawieniach maszyny wirtualnej ograniczyć dostępny czas procesora np. do 1%. To drugie rozwiązanie dodatkowo podniesie realizm, bo maszyna stanie się powolna jak prawdziwe komputery z 1992 roku.

Pisma z dawnych czasów

Żałuję, że nie zostawiłem sobie kilku numerów PC Kuriera i wczesnego Entera, tego sprzed zmiany grupy docelowej w 1996. Z braku miejsca rozprułem je kiedyś i pozostawiłem jedynie to, co było dla mnie ciekawe i nadal aktualne. A że powtarzałem tę operację kilka razy, pozostało mi jedynie kilka artykułów z działu "Dla praktyków". Oba pisma miały znakomite felietony i wstępniaki. Oba prowadziły niezwykle dokładne testy i publikowały szczegółowe tabele porównujące np. karty dźwiękowe czy pakiety biurowe. Pamiętam, że śledziłem dokładnie, w których kategoriach mój faworyt wygrywa. I teraz nie wiem, czy to zasługa tamtych autorów, czy ja się zmieniłem, czy cały świat się zmienił, ale banalne wybory sprzętowo-programowe potrafiły wtedy rozpalać prawdziwe emocje.

Jedynie w przypadku edytorów tekstu jestem pewny: pod wpływem Pawła Wimmera kibicowałem WordPerfectowi, którego nigdy nie widziałem na oczy. Dzisiaj, gdy edytor jest dla mnie narzędziem jak czajnik czy śrubokręt (a zdecydowanie mniej ciekawym od młotowiertarki) trudno mi uwierzyć, że kiedyś to miało dla mnie znaczenie.

 

Pięciolatka w 3 dni

Postanowiłem kontynuować mój mały projekt i przypomnieć sobie kolejne 5 lat. W 1996 zainstalowałem Windows 95. Co prawda już pod koniec 1997 roku zacząłem eksperymentować z Linuksem, ale dopiero w okolicy roku 2001 stał się on moim głównym systemem. Mój ówczesny sprzęt powoli rósł. Nie było mnie stać na zmianę komputera, pozostałem przy 486, ale kupowałem zbędne procesory i pamięci od kolegów migrujących na Pentium. Skończyłem z DX4 120MHz i, bodajże, 24MB RAMu. A może to było 48? W każdym razie nierówna wartość.

Z dzisiejszej perspektywy łatwo kpić z Windows 95, ale wówczas to była rewolucja. Kolejne wersje - OSR1, OSR2, potem 98 i 98SE - przyniosły inkrementalne usprawnienia, ale bez przełomów. Maszyna z DOSem i Windows 3.1 to muzealny eksponat, ale pecet z końca lat 90 jest już całkiem podobny do dzisiejszego (bez różnicy, z Windows czy z Linuksem). Multimedialny - choć w tamtych czasach odtwarzał tylko filmiki wielkości znaczka pocztowego, "duże" rozdzielczości jedynie ze sprzętowym dekoderem MPEG, którego nikt nie miał. Ze sprzętem plug and play (more or less). Z jednolitym i w miarę wygodnym GUI. I tylko stabilność leżała i kwiczała. Tu zwis, tam samoczynny restart, ówdzie komunikat "nie znaleziono pliku systemowego". Przekonałem się już w czasie instalacji. Ale po części to zasługa zbyt nowego i w dodatku zwirtualizowanego sprzętu

Nawet zastosowania niewiele się zmieniły od tych czasów. Zaopatrzyłem się w skaner w 1996 albo 1997 roku i wcześniej niż inni zacząłem trzymać zdjęcia w komputerze. Od czasu do czasu coś pisałem, liczyłem, robiłem prezentację. Dłubałem jakieś strony WWW. Instalowałem niezliczone programy z CD-ROMów dołączanych do czasopism, a dane wymieniałem na dyskietkach - dzisiaj jedno i drugie robi się przez sieć, wygodniej, ale poza tym nie ma różnicy. Własnego połączenia z internetem, w postaci wewnętrznego modemu ISA, doczekałem się mniej więcej w połowie tego okresu. I może dlatego zabawa z tym systemem nie była specjalnie ciekawa. Windows 3.1 jest jak samochód oldtimer, nie nadaje się do codziennej jazdy, ale ma swój zabytkowy urok. Windows 95 to jak samochód z 1995 roku. Nudna, gorsza i zardzewiała wersja tego, co dzisiaj.

Komentarze