Warto zobaczyć? Inne muzea w Newcastle

Zamykam temat okolic Newcastle. Nie byłem tam już od roku i chwilowo się nie wybieram, więc wrzucam co zostało z zapasów. W Tyne&Wear jest jeszcze kilka muzeów naukowych i technicznych, ale żadne nie może poszczycić się eksponatem tej klasy co Turbinia. Jeśli jednak ma się trochę czasu (lub dziecko do zabawienia), można odwiedzić.

Stephenson Railway Museum

Eksponaty są mocno stłoczone i nawet szerokim obiektywem nie da się sfotografować na jeden raz. Niech żyje Hugin i sklejanie zdjęć.

"Ciotkę parowozu przetaczać na sznyclach"
Odwiedziłem głównie ze względu na młodą fankę kolejnictwa. Dla dzieci jak zwykle przebój. Oprócz prawdziwych pociągów również zabawa drewnianą kolejką, budowanie z Lego, przebieranie za kolejarzy itp. Dla starszych również bardziej edukacyjne zabawy, np. kawałek toru, po którym można puszczać podwozia z kołami o różnym profilu i sprawdzać, które się utrzymają na zakręcie.



Natomiast zasadnicza wystawa jest raczej statyczna. Większość eksponatów stoi stłoczona w budynku. Specjalnie przyjechaliśmy w dniu, kiedy miały się odbywać przejażdżki zabytkowym pociągiem i pokazy różnych parowozów. Okazało się jednak, że trzeba trafić nie tylko w dzień, ale i w godzinę. Na zewnątrz stały dwa wagony pasażerskie, z daleka widzieliśmy dym i parę wylatujące z hangaru, gdzie szykowano lokomotywę. Ale po obejrzeniu wszystkiego musielibyśmy jeszcze czekać ponad godzinę, więc zrezygnowaliśmy.

A sama ekspozycja? Przepraszam fanów kolei, uważam, że parowozy są ładne, ale nie odróżniam ich od siebie. Jedynym wyjątkiem był Billy, jedna z najstarszych zachowanych lokomotyw na świecie, zbudowana przez samego Stephensona. Obok stoi inna ciekawostka - E4, wczesna lokomotywa elektryczna z 1909 roku. Na chodzie, a ponieważ w muzeum nie ma trakcji, ciągnie wagon z akumulatorami.

Więcej informacji na https://stephensonrailwaymuseum.org.uk/







North East Land, Sea and Air Museum


Pierwsza manipulacja to nazwa, eksponatów lądowych jest niewiele (kilka samochodów, ciężarówek i lekkich pojazdów opancerzonych, a także wojskowych rowerów), a morskich nie ma wcale. Druga manipulacja to hasło: największa kolekcja lotnicza pomiędzy Yorkshire a Szkocją. Zasadniczo to prawda, tyle że pomiędzy Yorkshire a Szkocją nie ma większych miast, poza Newcastle z przyległościami. Czyli tak naprawdę to nieduże muzeum lotnicze. W kolekcji przeważają brytyjskie samoloty wojskowe z początków zimnej wojny; pojazdy cywilne,  niebrytyjskie lub z innych czasów można policzyć na palcach.

Gloster Meteor
Interesowały mnie trzy rzeczy. Przede wszystkim Gloster Meteor: drugi odrzutowy myśliwiec na świecie i pierwszy po stronie alianckiej. Co prawda podczas wojny nie zdziałał zbyt wiele: pojawił się za późno, gdy Luftwaffe była już zdziesiątkowana. Nie pozwalano mu latać w miejscach, gdzie strącony mógł wpaść w ręce Niemców lub Rosjan. Musiał się także trzymać z dala od... alianckiej obrony przeciwlotniczej, która często myliła go z Me-262. Egzemplarz w muzeum to wersja powojenna.
Avro Vulcan

Drugi ciekawy eksponat to Avro Vulcan. Przez większość zimnej wojny, główny środek przenoszenia brytyjskiej broni atomowej. Do tego bardzo ładny samolot, z wielkim skrzydłem delta i bez statecznika poziomego (jeden z prototypów był jeszcze ciekawszy, z mniejszym kadłubem i ze statecznikami na końcach płata wyglądał prawie jak latające skrzydło). No, może jeszcze był trzeci, F-86 Sabre. Dziecięciem będąc, wylatałem nim trochę misji nad Koreą w w Chuck Yeager's Air Combat.

Muzeum znajduje się w dawnej bazie RAF obok Sunderland. Już z daleka można zobaczyć kilka największych eksponatów stojących na zewnątrz (w tym Vulcana).  Sabre i Meteor stoją w głównym hangarze, wraz z większością samolotów. Mniejszy hangar mieści helikoptery i pojazdy lądowe. W innych znajdują się warsztaty gdzie przywraca się do świetności nowe eksponaty. Niedostępne do zwiedzania, czasem uda się coś podejrzeć przez otwarte drzwi. Muzeum jest prywatne, ale nienastawione na zysk - i szczerze mówiąc, z taką kolekcją i tak by go nie osiągnęło. Warto zobaczyć, jeśli się jest obok, jeśli ktoś ma specjalnie jechać, to są lepsze muzea.

Durham 


Miasta na północy Anglii są w większości brzydkie. Poza ścisłym centrum Newcastle (mniej więcej od Haymarket do rzeki), Saltwell Park w Gateshead i pojedynczymi budynkami w innych miastach, trudno o estetyczny widok. I to nie tylko zdanie przybysza z kontynentu, również Anglików z południa.

Jeśli jednak naciągnąć nieco definicję okolic, o 30 kilometrów na południe od Newcastle leży prawdziwa perełka: Durham, średniowieczne centrum wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Durham leżało tak daleko od stolicy, że miejscowy książę-biskup (trudne warunki wymagały łączenia stanowisk dla oszczędności) dysponował własną armią, ustanawiał prawa, pobierał podatki i cła, mianował sędziów i urzędników. Zależność Północy od głównej stolicy bywała czasem teoretyczna. Podobieństwo do "Gry o tron" i namiestników północy nieprzypadkowe.

W centrum miasta zachowała się średniowieczna zabudowa wokół rynku, kamienne mosty, a przede wszystkim zamek i katedra z XI wieku. Zamek miał pomóc ujarzmić dziką ludność północy, zwłaszcza tę zza muru (tym razem chodziło o Szkotów). Katedra - uświetnić miejsce przechowywania relikwii świętego Kutberta. Wszystko razem prezentuje się znakomicie. Górzysty teren, meandrująca rzeka i dużo zieleni też pomaga. Nic dziwnego, że w Durham kręcono sceny do Harry'ego Pottera - a także niezliczonej ilości filmów i seriali historycznych.

Komentarze