MTO-11CA, czyli metr ogniskowej
Kupiłem MTO. Chodziłem wokół niego (metaforycznie) od miesięcy, czytałem, zastanawiałem się. Raz mi wychodziło, że to będzie świetny zakup, a innym razem, że bezużyteczna zabawka. Przekonam się za jakiś czas. Dzisiaj nie będzie zdjęć z MTO, minie trochę czasu zanim nauczę się korzystać z tego potwora. Teraz mogę najwyżej wstawić zdjęcie MTO.
MTO-11CA to radziecki teleobiektyw zwierciadlany. Powszechnie uważany za najbardziej udany model w serii. Starsze MTO mają gorsze powłoki soczewek, nowszy Rubinar ma inny układ optyczny, który niekiedy sprawdza się podobnie, a czasem gorzej. Jest to jeden z najtańszych sposobów na zabawę z długimi ogniskowymi. MTO-11CA ma ogniskową 1000mm, a z tanim jak barszcz telekonwerterem M42 - absurdalne 2000mm. Do tego dzięki zwierciadlanej konstrukcji przy metrowej ogniskowej ma 25cm długości i od biedy mieści się w torbie fotograficznej - choć waży więcej niż reszta zawartości razem wzięta.
Od cholery. Obiektyw jest ciemny. Teoretyczna światłosiła (czyli iloraz ogniskowej i średnicy wejściowej) 10, ale centralna część jest przesłonięta zwierciadłem wtórnym, więc w praktyce bliżej 11. Jeśli założyć telekonwerter, spada o 2 stopnie do 22. Bardzo ciemno, zwłaszcza że taka ogniskowa zmusza do stosowania krótkich czasów albo bardzo stabilnej podpory. Do tego światło jest stałe, nie ma przysłony, chociaż nie wyobrażam sobie po co miałbym je jeszcze zmniejszać.
Głębia ostrości właściwie nie istnieje. Dla każdego normalnego obiektywu 30m i nieskończoność to to samo. MTO ustawiony na 30m jest ostry na 30m, a 29m i 31m już są rozmyte. Do tego dochodzi bardzo specyficzny bokeh, czyli wygląd obszaru poza głębią ostrości. Niekiedy da się go kreatywnie wykorzystać, np. bardzo mi się podoba to zdjęcie (nie moje):
Często jednak efektem są brzydkie artefakty odciągające uwagę od głównego motywu.
Niełatwo o alternatywę. Obiektywy długoogniskowe w ludzkiej cenie robi koreański Samyang. O ile jednak ich szkła szerokokątne zbierają entuzjastyczne recenzje, to długie wręcz przeciwnie. MTO pamiętający czasy Gorbaczowa osiąga na allegro wyższe ceny niż nowy Samyang, co chyba o czymś świadczy. Lustrzane obiektywy Canona, Nikona czy Sony są już znacznie droższe, a przy tym i tak mają te same wady co MTO, bo problemy nie wiążą się z wykonaniem tego konkretnego obiektywu, tylko z ograniczeniami konstrukcji zwierciadlanej.
To może coś bez lustra? Bardzo chętnie. Największy cywilny obiektyw to Zeiss Apo Sonnnar 1700mm f/4.
Cena gotowego obiektywu nie została ujawniona, wiadomo natomiast, że pojedyncza soczewka o takiej średnicy kosztuje tyle, co niezłej klasy samochód. I że soczewek jest 15. Waga to okrągłe 256kg. Jak ktoś skomentował w internecie, producent dodaje gratis Hummera w roli statywu. No dobra, zejdźmy na Ziemię, może kompromisowo coś mniejszego? Canon 800mm f/5.6 kosztuje jedyne 50 tysięcy.
Wersja krótka: do robienia zdjęć. Wersja długa jest bardziej skomplikowana. Lista potencjalnych zastosowań jest zarazem długa, jak i mocno ograniczona. Stąd też bierze się relatywnie duża podaż. Wiele osób kupuje MTO, po czym po paru tygodniach stwierdza, że właściwie nie wie co nim focić.
Jednym z przewidzianych zastosowań jest astrofotografia. Standardowy teleskop zaprojektowany do obserwacji gołym okiem średnio się nadaje do fotografii. Bez dodatkowych układów korekcyjnych obraz jest ostry jedynie w centrum kadru. MTO oczywiście nie ma takich wad. Problemem jest natomiast połączenie małej światłosiły i długiej ogniskowej. A właściwie nie to. Problemem jest fakt, że Ziemia się kręci. Kto obserwował niebo przez teleskop, ten wie, że w kilkanaście sekund oglądany obiekt wyjeżdża z pola widzenia. Do przesunięcia o piksel, a więc rozmazania obrazu, wystarczy ułamek sekundy. Długie czasy naświetlania wymagają specjalnych montaży podążających za śledzonym obiektem. Tanie (relatywnie) głowice do astrofotografii radzą sobie z czasami do kilkudziesięciu sekund i lekkimi krótkoogniskowymi obiektywami. Dwukilowy MTO jest za ciężki, a 1000mm wymaga dużej precyzji. Wymagany jest więc solidny montaż paralaktyczny (od 5 kilozłotych i 20 kg w górę), odpowiednio ustawiony (albo raz na zawsze, albo trzeba za każdym razem poświęcić godzinę) i guider, czyli dodatkowy mały teleskop z kamerą ustawiony na jasną gwiazdę, który śledzi jej odchylenie i odpowiednio koryguje ruch. Robi się mocno specjalistycznie. Bez napędu możemy focić tylko to, co wyjdzie jasne z czasem, powiedzmy, 1/3s. A więc Księżyc, Słońce (z filtrem!) i najjaśniejsze planety.
A co z bardziej przyziemnymi zastosowaniami? Sęk w tym, że choć fajnie jest dysponować takim przybliżeniem, to rzadko jest ono tak naprawdę potrzebne. Fotografia przyrodnicza? Rewelacja, ale połączenie małej głębi ostrości z manualnym ostrzeniem powoduje, że praktycznie nie da się nim sfocić poruszającego się zwierzęcia. Można natomiast zasadzić się, wycelować w jakiś punkt, zrobić parę próbnych zdjęć dla dokładnego ustawienia ostrości i liczyć na to, że coś wejdzie w kadr. Fotografia sportowa - ditto, choć tu może być łatwiej znaleźć punkt w którym zawodnik na pewno się znajdzie. Samoloty w locie? Efekty są znakomite, no ale nie jestem planespotterem. Pewnie parę razy spróbuję, skoro mogę, ale zasadniczo każdy samolot pasażerski wygląda dla mnie tak samo. Zostają jeszcze detale architektury, żaglowce na morzu, wspinacze w górach. Ogólnie: wszystko, co odległe i w miarę statyczne. Trochę możliwości się znajdzie, ale nie jest to szkło, które będę standardowo zabierać na spacer.
Konstrukcja MTO to właściwie teleskop katadiaptryczny Maksutowa. Po zamontowaniu odpowiedniej złączki kątowej do standardowych w amatorskiej astronomii okularów 1,25" otrzymujemy całkiem niezły teleskop obserwacyjny.
W dodatku, co rzadkość, z obrazem prostym (większość teleskopów odwraca obraz góra-dół lub lewo-prawo). Efektywna ogniskowa jest wtedy nawet dłuższa niż 1000mm, co pozwala łatwo uzyskać powiększenia rzędu 200x. Wadą jest bardzo mała jasność. Ale coś za coś - typowy amatorski teleskop jest rurą co najmniej dwukrotnie dłuższą i o znacznie większej średnicy. Co zresztą jest powodem dla którego nigdy nie kupiłem poważnego teleskopu. Mam mały refraktor, również radziecki (nie chodzi o to, że jestem wielkim fanem sowieckiej optyki, w czasach gdy go kupowałem nie było wielkiego wyboru sprzętu astronomicznego w nieastronomicznych cenach) o aperturze 80mm, ogniskowej 500mm i takiej też długości. Prawdę mówiąc, nawet tak małej lunety często nie chciało mi się zabierać. A przecież najlepsze niebo jest z dala od cywilizacji. Natomiast sprzęt fotograficzny i tak biorę na każdy wyjazd. A skoro już mam MTO i statyw, to co mi szkodzi dorzucić jeszcze złączkę kątową i kilka okularów?
Co to właściwie jest?
MTO-11CA to radziecki teleobiektyw zwierciadlany. Powszechnie uważany za najbardziej udany model w serii. Starsze MTO mają gorsze powłoki soczewek, nowszy Rubinar ma inny układ optyczny, który niekiedy sprawdza się podobnie, a czasem gorzej. Jest to jeden z najtańszych sposobów na zabawę z długimi ogniskowymi. MTO-11CA ma ogniskową 1000mm, a z tanim jak barszcz telekonwerterem M42 - absurdalne 2000mm. Do tego dzięki zwierciadlanej konstrukcji przy metrowej ogniskowej ma 25cm długości i od biedy mieści się w torbie fotograficznej - choć waży więcej niż reszta zawartości razem wzięta.
Wady?
Od cholery. Obiektyw jest ciemny. Teoretyczna światłosiła (czyli iloraz ogniskowej i średnicy wejściowej) 10, ale centralna część jest przesłonięta zwierciadłem wtórnym, więc w praktyce bliżej 11. Jeśli założyć telekonwerter, spada o 2 stopnie do 22. Bardzo ciemno, zwłaszcza że taka ogniskowa zmusza do stosowania krótkich czasów albo bardzo stabilnej podpory. Do tego światło jest stałe, nie ma przysłony, chociaż nie wyobrażam sobie po co miałbym je jeszcze zmniejszać.
Głębia ostrości właściwie nie istnieje. Dla każdego normalnego obiektywu 30m i nieskończoność to to samo. MTO ustawiony na 30m jest ostry na 30m, a 29m i 31m już są rozmyte. Do tego dochodzi bardzo specyficzny bokeh, czyli wygląd obszaru poza głębią ostrości. Niekiedy da się go kreatywnie wykorzystać, np. bardzo mi się podoba to zdjęcie (nie moje):
Często jednak efektem są brzydkie artefakty odciągające uwagę od głównego motywu.
To może coś innego?
Niełatwo o alternatywę. Obiektywy długoogniskowe w ludzkiej cenie robi koreański Samyang. O ile jednak ich szkła szerokokątne zbierają entuzjastyczne recenzje, to długie wręcz przeciwnie. MTO pamiętający czasy Gorbaczowa osiąga na allegro wyższe ceny niż nowy Samyang, co chyba o czymś świadczy. Lustrzane obiektywy Canona, Nikona czy Sony są już znacznie droższe, a przy tym i tak mają te same wady co MTO, bo problemy nie wiążą się z wykonaniem tego konkretnego obiektywu, tylko z ograniczeniami konstrukcji zwierciadlanej.
To może coś bez lustra? Bardzo chętnie. Największy cywilny obiektyw to Zeiss Apo Sonnnar 1700mm f/4.
Cena gotowego obiektywu nie została ujawniona, wiadomo natomiast, że pojedyncza soczewka o takiej średnicy kosztuje tyle, co niezłej klasy samochód. I że soczewek jest 15. Waga to okrągłe 256kg. Jak ktoś skomentował w internecie, producent dodaje gratis Hummera w roli statywu. No dobra, zejdźmy na Ziemię, może kompromisowo coś mniejszego? Canon 800mm f/5.6 kosztuje jedyne 50 tysięcy.
Do czego to służy?
Wersja krótka: do robienia zdjęć. Wersja długa jest bardziej skomplikowana. Lista potencjalnych zastosowań jest zarazem długa, jak i mocno ograniczona. Stąd też bierze się relatywnie duża podaż. Wiele osób kupuje MTO, po czym po paru tygodniach stwierdza, że właściwie nie wie co nim focić.
Jednym z przewidzianych zastosowań jest astrofotografia. Standardowy teleskop zaprojektowany do obserwacji gołym okiem średnio się nadaje do fotografii. Bez dodatkowych układów korekcyjnych obraz jest ostry jedynie w centrum kadru. MTO oczywiście nie ma takich wad. Problemem jest natomiast połączenie małej światłosiły i długiej ogniskowej. A właściwie nie to. Problemem jest fakt, że Ziemia się kręci. Kto obserwował niebo przez teleskop, ten wie, że w kilkanaście sekund oglądany obiekt wyjeżdża z pola widzenia. Do przesunięcia o piksel, a więc rozmazania obrazu, wystarczy ułamek sekundy. Długie czasy naświetlania wymagają specjalnych montaży podążających za śledzonym obiektem. Tanie (relatywnie) głowice do astrofotografii radzą sobie z czasami do kilkudziesięciu sekund i lekkimi krótkoogniskowymi obiektywami. Dwukilowy MTO jest za ciężki, a 1000mm wymaga dużej precyzji. Wymagany jest więc solidny montaż paralaktyczny (od 5 kilozłotych i 20 kg w górę), odpowiednio ustawiony (albo raz na zawsze, albo trzeba za każdym razem poświęcić godzinę) i guider, czyli dodatkowy mały teleskop z kamerą ustawiony na jasną gwiazdę, który śledzi jej odchylenie i odpowiednio koryguje ruch. Robi się mocno specjalistycznie. Bez napędu możemy focić tylko to, co wyjdzie jasne z czasem, powiedzmy, 1/3s. A więc Księżyc, Słońce (z filtrem!) i najjaśniejsze planety.
A co z bardziej przyziemnymi zastosowaniami? Sęk w tym, że choć fajnie jest dysponować takim przybliżeniem, to rzadko jest ono tak naprawdę potrzebne. Fotografia przyrodnicza? Rewelacja, ale połączenie małej głębi ostrości z manualnym ostrzeniem powoduje, że praktycznie nie da się nim sfocić poruszającego się zwierzęcia. Można natomiast zasadzić się, wycelować w jakiś punkt, zrobić parę próbnych zdjęć dla dokładnego ustawienia ostrości i liczyć na to, że coś wejdzie w kadr. Fotografia sportowa - ditto, choć tu może być łatwiej znaleźć punkt w którym zawodnik na pewno się znajdzie. Samoloty w locie? Efekty są znakomite, no ale nie jestem planespotterem. Pewnie parę razy spróbuję, skoro mogę, ale zasadniczo każdy samolot pasażerski wygląda dla mnie tak samo. Zostają jeszcze detale architektury, żaglowce na morzu, wspinacze w górach. Ogólnie: wszystko, co odległe i w miarę statyczne. Trochę możliwości się znajdzie, ale nie jest to szkło, które będę standardowo zabierać na spacer.
MTO jako teleskop
Konstrukcja MTO to właściwie teleskop katadiaptryczny Maksutowa. Po zamontowaniu odpowiedniej złączki kątowej do standardowych w amatorskiej astronomii okularów 1,25" otrzymujemy całkiem niezły teleskop obserwacyjny.
W dodatku, co rzadkość, z obrazem prostym (większość teleskopów odwraca obraz góra-dół lub lewo-prawo). Efektywna ogniskowa jest wtedy nawet dłuższa niż 1000mm, co pozwala łatwo uzyskać powiększenia rzędu 200x. Wadą jest bardzo mała jasność. Ale coś za coś - typowy amatorski teleskop jest rurą co najmniej dwukrotnie dłuższą i o znacznie większej średnicy. Co zresztą jest powodem dla którego nigdy nie kupiłem poważnego teleskopu. Mam mały refraktor, również radziecki (nie chodzi o to, że jestem wielkim fanem sowieckiej optyki, w czasach gdy go kupowałem nie było wielkiego wyboru sprzętu astronomicznego w nieastronomicznych cenach) o aperturze 80mm, ogniskowej 500mm i takiej też długości. Prawdę mówiąc, nawet tak małej lunety często nie chciało mi się zabierać. A przecież najlepsze niebo jest z dala od cywilizacji. Natomiast sprzęt fotograficzny i tak biorę na każdy wyjazd. A skoro już mam MTO i statyw, to co mi szkodzi dorzucić jeszcze złączkę kątową i kilka okularów?
Komentarze
Prześlij komentarz