Internet z satelity
Miałem okazję przetestować Astra Connect czyli satelitarny dostęp do Internetu. Jeśli chodzi o zastosowanie praktyczne, to jest to, pomimo niezłej prędkości, jedno z najgorszych łącz internetowych jakich kiedykolwiek używałem. Ale z punktu widzenia geeka - ale jazda, nadaję do satelity! Widzę, że prędkość światła jest skończona!
W pudełku znalazłem sporą (78cm) antenę paraboliczną, podobną do tych, jaką zdobiono elewacje w latach 90 ubiegłego wieku, tylko bez znaków firmowych.
Do tego oczywiście zestaw montażowy, kable i najważniejsze - dwukierunkowy modem satelitarny. Instalacja nie była specjalnie trudna. Na szczęście poręcz balkonu była w odpowiednim miejscu i nie musiałem montować masztu na dachu. Profesjonalni instalatorzy mają zapewne odpowiedni sprzęt do znajdowania satelity. Mnie pozostało ustawić z grubsza antenę używając kątomierza i kompasu, a potem zalogować się na modem i obserwować miernik siły sygnału. Dalej było łatwo. Modem podłączamy ethernetem do komputera albo do domowego routera i działa tak, jak każde inne łącze, przez DHCP przydzielając IP i inne parametry sieci.
Z czasów pracy w sieci osiedlowej pamiętam tłumaczenie abonentom, że ping nie jest uniwersalnym miernikiem jakości łącza, małe opóźnienie nie zawsze idzie w parze z dużą prędkością ani odwrotnie. Szkoda że nie miałem wtedy pod ręką tego przykładu, bo Astra Connect jest całkiem szybkie. Może nie według standardów osób rozpieszczonych łączami po kilkaset Mbps, ale szybsze od tego, co mam u siebie na wsi. Nie wiem jaki limit mi ustawiono (techniczne ograniczenie to 20 Mbps), ale większe pliki potrafiły się rozpędzić do kilku Mbps.
Ciekawie wygląda przeglądanie WWW. Każde otwarcie strony wymaga kilku połączeń sieciowych: zapytanie DNS, nawiązanie połączenia z serwerem WWW, po wczytaniu zasadniczej strony dopiero okazuje się, że trzeba dociągnąć jakieś skrypty, arkusze stylów, obrazki, fonty itp. Kombinacja niezłej prędkości i dużego opóźnienia oznacza, że po wpisaniu adresu przez 5-10 sekund w przeglądarce nic się nie dzieje, po czym nagle pojawia się kompletna strona. Przy statycznych stronach jest to próba cierpliwości (subiektywnie, wolę łącze wolniejsze, na którym strona ładuje się dłużej, ale stopniowo), o aplikacjach WWW przesyłających dane w tę i z powrotem lepiej nie wspominać.
W pobliżu cywilizacji wybrałbym raczej sieć komórkową. Wbrew pozorom jednak wcale nie trudno znaleźć miejsce bez zasięgu. Dzisiejsze komórki mają ledwie kilka kilometrów średnicy. Osobiście spróbowałbym najpierw zainstalować modem komórkowy na wysokim maszcie, dopiero w ostateczności użyłbym tego urządzenia. Zapewne jednak jest wystarczająco dużo schronisk górskich, odległych punktów pomiarowych, a nawet domów. Jak usłyszałem, usługa sprzedaje się całkiem nieźle nawet w zachodniej Europie.
Depudełkowanie
Do tego oczywiście zestaw montażowy, kable i najważniejsze - dwukierunkowy modem satelitarny. Instalacja nie była specjalnie trudna. Na szczęście poręcz balkonu była w odpowiednim miejscu i nie musiałem montować masztu na dachu. Profesjonalni instalatorzy mają zapewne odpowiedni sprzęt do znajdowania satelity. Mnie pozostało ustawić z grubsza antenę używając kątomierza i kompasu, a potem zalogować się na modem i obserwować miernik siły sygnału. Dalej było łatwo. Modem podłączamy ethernetem do komputera albo do domowego routera i działa tak, jak każde inne łącze, przez DHCP przydzielając IP i inne parametry sieci.
Jak to się sprawuje?
Tak sobie, a to wszystko wina Alberta Einsteina i Arthura C. Clarke'a. Orbita geostacjonarna ma wysokość prawie 36 tysięcy kilometrów nad równikiem, z Polski to nawet trochę dalej. Sygnał z mojego nadajnika potrzebuje ćwierć sekundy na przebycie tej odległości. Kolejne ćwierć sekundy, by dotrzeć z satelity do stacji bazowej. Odpowiedź przebywa tę samą drogę, a więc mamy sekundowy ping, a właściwie co najmniej 1,2s, bo przecież urządzenia po drodze też wprowadzają jakieś opóźnienia. Zdalna praca przez ssh na takim łączu jest koszmarem, a graficzne logowanie przez RDP czy VNC musi być wyrafinowaną torturą (przyznam, że nie sprawdzałem). O dziwo, VoIP jakoś działa, opóźnienie daje dziwny efekt, ale nie uniemożliwia rozmowy. Niestety, dopiero po rozmontowaniu przyszło mi do głowy, by sprawdzić jak sobie poradzi NTP.Mój ping jest dłuższy niż twój ping!
Ciekawie wygląda przeglądanie WWW. Każde otwarcie strony wymaga kilku połączeń sieciowych: zapytanie DNS, nawiązanie połączenia z serwerem WWW, po wczytaniu zasadniczej strony dopiero okazuje się, że trzeba dociągnąć jakieś skrypty, arkusze stylów, obrazki, fonty itp. Kombinacja niezłej prędkości i dużego opóźnienia oznacza, że po wpisaniu adresu przez 5-10 sekund w przeglądarce nic się nie dzieje, po czym nagle pojawia się kompletna strona. Przy statycznych stronach jest to próba cierpliwości (subiektywnie, wolę łącze wolniejsze, na którym strona ładuje się dłużej, ale stopniowo), o aplikacjach WWW przesyłających dane w tę i z powrotem lepiej nie wspominać.
Dla kogo to?
Produkt jest przewidziany dla dość specyficznej niszy. Istnieją systemy, w których pobieramy dane z satelity, ale wysyłamy innym połączeniem, np. telefonicznym. Ale to nie jest jeden z nich. Astra Connect może więc działać w środku niczego, jedynym czego potrzebuje jest odrobina prądu. Z drugiej strony, duża i ciężka antena wymagająca precyzyjnego celowania nie nadaje się do systemów przenośnych. Żeglarze i alpiniści wybierają raczej Iridium, Inmarsat czy inne systemy korzystające z satelitów na niskiej orbicie - znacznie wolniejsze (kilkadziesiąt kbps), ale za to lżejsze i z anteną bezkierunkową.W pobliżu cywilizacji wybrałbym raczej sieć komórkową. Wbrew pozorom jednak wcale nie trudno znaleźć miejsce bez zasięgu. Dzisiejsze komórki mają ledwie kilka kilometrów średnicy. Osobiście spróbowałbym najpierw zainstalować modem komórkowy na wysokim maszcie, dopiero w ostateczności użyłbym tego urządzenia. Zapewne jednak jest wystarczająco dużo schronisk górskich, odległych punktów pomiarowych, a nawet domów. Jak usłyszałem, usługa sprzedaje się całkiem nieźle nawet w zachodniej Europie.
Komentarze
Prześlij komentarz