100 gatunków w 2019 roku

Wszystko zaczęło się na Facebooku. Justyna Kierat - biolożka, rysowniczka i autorka książek o dzikich pszczołach - założyła grupę "100 gatunków w 2019 roku". Reguły zabawy są proste: zaobserwować w swoim mieście lub okolicy sto gatunków. Wielu uczestników utrudnia sobie zadanie dodatkowymi ograniczeniami. Ja również - interesują mnie tylko zwierzęta i tylko gdy uda mi się sfotografować. Dość swobodnie natomiast podszedłem do zasady "w swojej okolicy". Uznałem, że zarówno okolice pracy (Wrocław) jak i domu (podwrocławska wieś) się liczą. Prawdę mówiąc, wszystkie gatunki z Wrocławia widziałem również poza miastem (odwrotnie niekoniecznie), więc jest to głównie ułatwienie organizacyjne: czasem brakowało czasu na wycieczkę przyrodniczą, ale dało się znaleźć godzinę na spacer po parku.


Uzbierałem więc moje 100 gatunków. Głównie ptaki (41) i owady (37). Oczywiście nie mam zamiaru przerwać, bo nie chodzi tylko o pogoń za numerkami. Celem wyzwania było przede wszystkim zwrócenie uwagi na bogactwo życia wokół nas. I to się udało. Wystarczy się rozejrzeć, by nawet w centrum miasta zobaczyć kilkanaście gatunków ptaków, owadów i dziko rosnących roślin. Ale dzięki porównaniu miasta i wsi z przyległościami  widzę, że to mimo wszystko ubogi ekosystem. Mam szczęście mieszkać w okolicy, w której da się znaleźć łąki, pola, kilka rodzajów lasu, bagna i stawy. Gdybym nie ograniczał się do zwierząt (a także: gdybym lepiej potrafił rozpoznawać gatunki), swoją setkę mógłbym z łatwością uzbierać w jeden letni dzień.

Mam również niekoszony i niegrabiony ogród pełen rodzimych roślin. Trochę celowo, a trochę z braku czasu stworzyliśmy azyl dla drobiazgu pomiędzy jałowymi trawnikami. Wystarczy zajrzeć pod kamień lub odgarnąć trawę by zobaczyć owady, pająki i stonogi. Albo nie odgarniać, schować się w domu i zaczekać na ptaki. Z kolei obserwowanie mrówek - hodujących mszyce, zbiorowo walczących z wielokrotnie od nich większym owadem, tworzących drogi - to najbliższy odpowiednik kontaktu z obcą cywilizacją, jaki możemy mieć.


Co mi jeszcze dała ta zabawa? Nauczyłem się trochę oznaczać gatunki. Nadal nie jestem w tym dobry, bez książek i wikipedii niewiele potrafię rozpoznać - ale więcej niż rok temu. I wiem już, że czasem dokładne oznaczenie jest trudne (bo np. dwa podobne chrząszcze różnią się kształtem tylnego odnóża, które na zdjęciu akurat jest nieostre lub zasłonięte). Albo w ogóle niemożliwe u żywego osobnika (pomijając badanie DNA). Poza tym, gatunków np. mszyc czy mrówek żyje w Polsce tysiące. Bywa i w drugą stronę, przykładowo niektóre ptaki i ważki tak się różnią pomiędzy płciami i pomiędzy szata godową a spoczynkową, że wyglądają jak dwa różne gatunki.



Wzrosły moje umiejętności fotograficzne. Nadal jestem amatorem, więc i sprzęt mam amatorski (dobry teleobiektyw kosztuje tyle, co samochód), ale przynajmniej lepiej go poznałem. Wiem, przy jakiej przysłonie mój teleobiektyw daje zadowalającą ostrość. Zacząłem używać formatu RAW, dzięki temu przestałem unikać dużych czułości i mogę uratować niedoświetlone zdjęcia. Nadal potrzebuję dużo szczęścia, by zrobić zdjęcie ptaka w locie, ale rok temu wydawało się to niemożliwe.



Komentarze