Warto zobaczyć: HMS Belfast
Pierwsze wrażenie: Belfast jest OGROMNY. Ten okręt klasyfikowano jako lekki krążownik, ale, o ile dobrze rozumiem, od ciężkich krążowników różni się kalibrem dział (ograniczenie wynikające z traktatów, jakie zawarły państwa po I Wojnie Światowej), a nie rozmiarami. Zwiedzałem kiedyś niszczyciel (ORP Błyskawica) i pamiętam wszechobecną ciasnotę. Krążownik jest znacznie większy. O ile maszynownia czy wieże artylerii nadal są ciasno wypełnione urządzeniami, to główne pokłady wydają się przestronne.
Życie na okręcie
Muzea zwykle dzielą się na te, które zwiedzamy określoną ścieżką albo w sposób dowolny. Na okręcie zastosowano mieszane podejście: ścieżek zwiedzania jest kilka i dotyczą fragmentów (np. maszynowni albo dział), niektóre przejścia między pokładami są jednokierunkowe, ale pomiędzy tymi ścieżkami możemy poruszać się swobodnie i zaglądać w różne zakamarki. Zwiedzający dostają świetny audioprzewodnik (a nawet audio-wideo), który nie tylko opowiada o mijanych urządzeniach, ale też zawiera wspomnienia dawnych członków załogi. Do tego dochodzą tablice informacyjne, no i wolontariusze IWM odpowiadający na pytania.![]() |
| radiowęzeł |
Pokłady maszynowe
Jak większość okrętów z tych czasów, Belfast jest napędzany turbinami parowymi, zasilanymi parą z kotłów opalanych olejem. Kilkoma - bo są turbiny do prędkości ekonomicznej, do pływania z dużą prędkością, a nawet osobna do biegu wstecznego. Gdy zwiedzałem, przedział kotłów był akurat niedostępny. Trudno, to i tak najmniej ciekawa część. Nadal można było obejrzeć turbiny i całą resztę maszyn - generatory, pompy, klimatyzatory, odsalacze wody i dziesiątki innych, wraz z urządzeniami sterującymi i kontrolnymi. Łatwo zrozumieć, że np. zmiana prędkości okrętu to nie było proste dodanie gazu, a setki czynności wykonywanych przez dziesiątki osób.
W pobliżu maszynowni jest też spory warsztat, w którym dorabiano potrzebne części zamienne. Mniejsze warsztaty mieli m.in. elektronicy i stolarze (okręt był stalowy, ale część wyposażenia bytowego drewniana).
Uzbrojenie
Interesuje mnie raczej technika niż to, do czego działa służyły. A ta jest ciekawa. Pociski przechowywano w (relatywnie) bezpiecznym miejscu, kilka pokładów niżej i pod pancerzem. Do wież dostarczały je windy. Jeszcze niżej przechowywano ładunki miotające. Cel był jasny - by niewielkie trafienie w magazyn wypełniony materiałami wybuchowymi nie kończyło się zniszczeniem całego okrętu.
![]() |
| mechaniczny komputer |
W miarę zmieniającej się techniki z okrętu ubywało dużych dział, za to przybywało działek przeciwlotniczych. Również kierowanych radarem.
Belfast oryginalnie miał wyrzutnie torped. Zdemontowano je przy którejś przebudowie. Gdy okręt stał się muzeum, nie odtworzono ich, ale na pamiątkę umieszczono w tym miejscu torpedę.
Dowodzenie
Na mostku kapitańskim są dwa krzesła, dla oficera wachtowego i kapitana, są panoramiczne okna, są rozmaite instrumenty nawigacyjne i liczne telefony, pomieszczenie nawigacyjne z mapami. Nie ma natomiast koła sterowego. Sternik pracował o kilka pokładów niżej, w najbardziej opancerzonej części okrętu, bez żadnych okien ani ekranów (nie te czasy) - sterował jedynie według instrukcji z góry. Przy czym obecny mostek to późniejsza modyfikacja, początkowo oficerowie dowodzący okrętem stali na zewnątrz.
Krążowniki takie jak HMS Belfast miały być okrętami flagowymi, czyli oprócz stanowiska dla kapitana dowodzącego okrętem, musiały zmieścić stanowisko dla admirała dowodzącego grupą okrętów. O poziom niżej niż mostek kapitański jest podobne pomieszczenie z rzędem okien. Ale przede wszystkim, wypełnione urządzeniami elektronicznymi, które miały pokazywać sytuację wokół. Niestety brakuje dobrego opisu, a nie było w pobliżu wolontariusza IWM. Niektóre urządzenia łatwo rozpoznać, czasem mogę przynajmniej zgadywać do czego służą, ale w niektórych przypadkach - nie mam pojęcia, wiem tylko, że wyglądają super.
Łączność i wykrywanie
Okręt był wyposażony w maszt do flag sygnałowych i aldis, czyli reflektor sygnalizacyjny. Używano ich czasem, gdy okręty płynęły blisko siebie i była wymagana cisza radiowa. Ale to były przede wszystkim czasy radia. Kolejna pozostałość z dawnych czasów to stanowisko obserwatora artylerii w najwyższej części okrętu, wyposażone w optyczne dalmierze. Przydało się na początku służby.![]() |
| stanowisko obserwatora artylerii |
![]() |
| dwie epoki na jednym maszcie - flagi sygnalizacyjne i anteny |
Ale wkrótce na krążowniku pojawiły się radary, i to od razu kilkanaście. Dlaczego aż tyle? Były radary do ogólnej obserwacji morza - o większym zasięgu i o mniejszym, ale dokładniejszy. Były radary do naprowadzania dział, po jednym dla każdej wieży. To samo dotyczyło obserwacji powietrza.
Bilety i dojazd
Podobnie jak w poprzednim odwiedzonym przeze mnie oddziale IWM (muzeum lotniczym w Duxford), bilet kosztuje 29 funtów. Sporo nawet jak na warunki brytyjskie, ale też obiekt na pewno jest drogi w utrzymaniu. Alternatywą jest roczne członkostwo w IWM w cenie 60 funtów z nieograniczonym wstępem do wszystkich oddziałów.
Przeciwnie niż w Duxford, nie polecam przyjeżdżać samochodem. Wjeżdżanie do centrum Londynu nie ma absolutnie żadnego sensu, oznacza opłatę Congestion Charge, korki i brak miejsc do parkowania. Najlepiej przyjechać pociągiem lub metrem na stację London Bridge. Albo połączyć ze zwiedzaniem centrum Londynu - w zasięgu spaceru jest Tower Bridge, twierdza Tower, galeria Tate Modern z tarasem widokowym, Katedra Św. Pawła i parę innych miejsc wartych odwiedzenia. Ewentualnie przypłynąć - jak ktoś nie ma własnej łodzi, to zawsze można wziąć Ubera.
Dodatek dla wytrwałych: historia HMS Belfast
(oraz jeszcze kilka współczesnych zdjęć)
HMS Belfast był jednym z najnowocześniejszych okrętów II Wojny Światowej. Zbudowany tuż przed (w 1938), szybki i świetnie radzący sobie na morzu. Uzbrojony w działa niezbyt ciężkie, ale szybkostrzelne i precyzyjne. Już 3 września 1939 roku Belfast otrzymał rozkaz: natychmiast rozpocząć działania przeciwko Niemcom. Wyruszył w morze wraz z innymi okrętami Royal Navy by wprowadzić morską blokadę. Przechwycił kilka statków niemieckich - cywilnych, ale wiozących zaopatrzenie wojenne. Zgodnie z brytyjskimi przepisami jeszcze z czasów korsarzy, zostały odprowadzone do brytyjskich portów, a marynarze dostali wynagrodzenie od ich wartości. Miał natomiast szczęście - albo pecha - nie napotkać na siły przeciwnika, z wyjątkiem kilku drobnych starć z samolotami. Ten etap skończył się już w listopadzie, gdy okręt trafił na minę magnetyczną, w dodatku na brytyjskich wodach.
Wybuch wyrwał tylko niewielki otwór w poszyciu, za to uszkodził kotły i jedną z turbin. Co gorsza, wygiął szkielet okrętu, włącznie z kilem. Naprawa trwała aż 3 lata - okręt ponownie wyszedł w morze też w listopadzie, ale 1942 roku. W technice wojskowej to już była inna epoka, dlatego przy okazji remontu zamontowano m.in. nowe działka przeciwlotnicze, echosondę i kilkanaście różnego rodzaju radarów do obserwacji morza i powietrza oraz do kierowania ogniem (okazały się tak skuteczne, że samoloty obserwacyjne stały się zbędne). Belfast przydzielono do najbardziej niebezpiecznego zadania: ochrony konwojów arktycznych, które dostarczały zaopatrzenie do ZSRR. Przez cały 1943 walczył z niemieckimi okrętami i samolotami na dalekiej północy. Warunki były ciężkie - choć w mesach załogi zainstalowano grzejniki, zdarzało się, że woda w szklankach zamarzała.
Jesienią 1943 Brytyjczycy i Amerykanie przejęli rolę bardziej ofensywną, nie tylko broniąc statków transportowych, ale aktywnie szukając niemieckich okrętów, chcąc pozbyć się zagrożenia. Kulminacją była bitwa pod Nordkapp w grudniu: alianci wystawili na przynętę konwój chroniony przed niewielką grupę Royal Navy, której przewodził HMS Belfast. Druga, silniejsza grupa, czekała w pobliżu. Brytyjczycy zgromadzili miażdżącą przewagę (1 pancernik, 4 krążowniki, 8 niszczycieli vs. 1 pancernik, 5 niszczycieli), nie wspominając lepszej taktyce. Belfast przede wszystkim korzystał ze swoich zaawansowanych radarów: najpierw jako pierwszy wykrył przeciwnika i otworzył ogień. Brytyjczycy mieli szczęście, jedno z pierwszych trafień zniszczyło radar niemieckiego pancernika. Scharnhorst nie wiedział, że Belfast prowadzi go w pułapkę. Podczas gdy od północy atakowały go lżejsze okręty, które - gdyby Niemcy mieli sprawny radar - mogłyby nie wyjść z tego starcia, od południa zbliżał się uzbrojony w ciężkie działa pancernik Duke of York, któremu Belfast bez przerwy przesyłał współrzędne celu. Gdy wszystkie okręty znalazły się na dogodnej pozycji, to Belfast wystrzelił pocisk oświetlający (który przy okazji ujawnił, że wszystkie działa Scharnhorsta są skierowane na północ, a więc do ostatniej chwili niemiecki okręt nie wiedział o zasadzce). Reszty dokonały działa pancernika i torpedy mniejszych okrętów. Scharnhorst zatonął, śmierć poniosło prawie 2 tysięcy marynarzy, a przede wszystkim, zmalało zagrożenie dla konwojów. Brytyjczycy mogli wycofać większość okrętów z Arktyki, ale nie wszystkie - Niemcom nadal pozostał jeszcze jeden pancernik i kilka mniejszych okrętów. Belfast pozostał na północy jeszcze przez kilka miesięcy, nadal chroniąc konwoje. A potem dostał kolejną ważną rolę: osłonę lądowania w Normandii. Belfast ostrzeliwał niemieckie umocnienia Wału Atlantyckiego i walczył z niedobitkami Kriegsmarine. Miesiąc później wrócił do Wielkiej Brytanii na kolejny upgrade. Liczna flota nie była już potrzebna na wodach europejskich, Belfast miał się udać do Azji. Zamontowano więc więcej dział przeciwlotniczych spodziewając się ataków kamikaze (kosztem części dział przeciwokrętowych), nowe radary i systemy kierowania ogniem. A także usprawniono wentylację i dodano klimatyzację. Belfast spóźnił się na walkę z flotą japońską, ale pozostał na wschodzie. W 1950 zastała go kolejna wojna - koreańska. Belfast ostrzeliwał cele na lądzie i walczył z samolotami, został też raz trafiony przez północnokoreańską artylerię.
Po wojnie został kolejny raz unowocześniony. Oprócz tradycyjnej wymiany elektroniki, został przystosowany do działania w warunkach skażenia: kluczowe miejsca, takie jak mostek, można było zamknąć hermetycznie, te pozbawione ochrony zyskały zdalne sterowanie, a wzdłuż wszystkich nadbudówek rozmieszczono spryskiwacze pozwalające spłukać opad radioaktywny. Zmniejszono też liczebność załogi, w zamian poprawiając warunki bytowe. Okręt spędził kolejną dekadę na Pacyfiku, po czym Royal Navy znów musiała zdecydować: wycofać okręt ze służby, albo kolejny raz unowocześnić. Były plany radykalnej przebudowy starzejącego się krążownika na okręt wspierający desanty, przewożący kilka łodzi desantowych i śmigłowców oraz kilkuset żołnierzy. Ostatecznie jednak przeniesiono go do rezerwy, a potem całkiem wycofano ze służby.


























Komentarze
Prześlij komentarz