Warto zobaczyć: Science Musem, Londyn

 Londyńskie Science Museum jest jednym z najlepszych muzeów naukowych i technicznych, jakie zwiedzałem. Polecam i dla dorosłych, i dla dzieci, choć niekoniecznie te same części. Dla dzieci najciekawsze są wystawy interaktywne - nie ma ich wiele, ale potrafią wciągnąć na długo. Dla dorosłych normalne eksponaty. Wstęp jest darmowy, płatne są tylko niektóre wystawy czasowe. Warto zarezerwować wstęp na określoną godzinę, by uniknąć stania w kolejce. Warto też przyjść wcześnie, albo odwiedzić muzeum ponownie. W moim przypadku nie wystarczyło jednego dnia.

Energy Hall

Muzeum jest podzielone na kilkanaście wystaw. Pierwsza którą zobaczymy po wejściu nosi nazwę Energy Hall. Zawiera głównie maszyny parowe - od wczesnej maszyny Watta, takiej z belką która poruszała pompę, przez olbrzymią, zaawansowaną maszynę napędzającą XIX-wieczną fabrykę (według strony muzeum, czasem uruchamianą, ale nie załapałem się) po turbinę parową Parsonsa. A także eksponaty związane z energią pary - części maszyn, warsztat Watta. Prawdę mówiąc, nie mój kubek herbaty (choć największa z maszyn robi wrażenie) i zaraz przeszedłem dalej. Następna galeria to było to, po co przyszedłem.

Space

Czyli eksponaty związane z astronautyką. Mniejszych nawet nie wymieniam, bo są ich tysiące - skafandry, instrumenty naukowe, modele, kosmiczne jedzenie i wiele innych. A z większych, już przy wejściu wiszą rakiety.  Zainteresowała mnie Black Arrow, brytyjska eksperymentalna rakieta - program został anulowany po wyniesieniu jednego satelity. Już o niej pisałem, kiedy zwiedzałem miejsce, w którym ją testowano. A poza tym ten rozkładany dziób wygląda jak coś z Bonda.

 Obok siebie stoją moduły dowodzenia Apollo 10 i Sojuz TMA-19M. Oryginały - można stanąć obok kapsuły, która okrążyła Księżyc! Natomiast lądownik Apollo to oczywiście replika, lądowniki nie wróciły na Ziemię.



Silnik J2 napędzał drugi i trzeci stopień Saturna V. Szkoda że nie ma jeszcze większego silnika pierwszego stopnia, ale i ten jest ogromny. Mniejszy RL10 pochodzi z 1963 roku i napędzał wiele amerykańskich rakiet - m.in. Atlas, Delta, Saturn (ale nie księżycowy V, tylko znacznie mniejszy I). Nadal jest używany i to nie tylko w rakietach pamiętających JFK, ale w nowych, jak pojazd księżycowy projektu Artemis. Oba są zasilane ciekłym wodorem i ciekłym tlenem.



Making the Modern World


Kolejna wystawa na parterze: wszystko, co miało największy wpływ na dzisiejszy świat. Niezbyt do mnie przemawia takie podejście. Eksponaty jedyne w swoim rodzaju - np. fragment maszyny różnicowej Babbage'a (mechaniczny komputer, Babbage nigdy go nie ukończył, dopiero w XXI wieku powstały kompletne kopie, ale koncepcja zainspirowała rozwój informatyki), wczesna lokomotywa, eksperymentalny samochód z napędem turbinowym - sąsiadują z generycznymi, które mają tylko ilustrować jakiś trend - płyta gramofonowa, maszynka do golenia, kuchenka mikrofalowa itp. Gdyby chociaż był ułożone w jakąś spójną opowieść, to co innego, tutaj mam wrażenie chaosu. Niemniej jednak, warto zobaczyć dla tych kilku ciekawych okazów.





Engineers i Technicians


Engineers mówi o wpływie techniki na życie, a więc pozornie podobnie jak Making the Modern World, ale sposób prezentacji jest zupełnie inny. Eksponaty są nieliczne, ale staranie wybrane, część jest interaktywna. Wystawa jest podzielona na cztery sekcje: 
- Bodies: roboty chirurgiczne, urządzenia do podawania leków
- Lives: światła LED, pierwsza kamera cyfrowa, sensory medyczne
- Creating: tu jest trochę mieszanka, tematem jest korelacja między domową, nawet dziecięcą kreatywnością a prawdziwą nauką i techniką, zarówno współcześnie (robot Lego, drukarka 3D, Raspberry Pi w wersji kosmicznej) jak i kiedyś (mechaniczna lalka która zainspirowała Babbage'a, drewniane modele skrzydeł Concorde'a)
- Connections: GPS, satelity telekomunikacyjne

Towarzyszy jej wystawa Technicians, przeznaczona głównie dla dzieci. Tu prawie wszystko jest interaktywne i ma pokazać różne zawody techniczne. Zarówno nietypowe (sterujemy podwodnym robotem do układania kabli) jak i bardziej przyziemne (wcielamy się w w spawacza albo w elektryka, który za pomocą kamery termowizyjnej szuka uszkodzonych elementów w stacji transformatorowej). Dorośli też próbują i nikt na to nie patrzy krzywo.



Future of Food

Wystawa czasowa, ale do września 2026, więc może ktoś jeszcze zdąży (darmowa, zalecana rezerwacja, ale ja wszedłem od ręki). Bardzo ciekawe podejście: przedstawia różne sposoby produkcji żywności, od wersji "hipisowska eko-komuna" po całkowicie przeciwną, czyli "jeszcze więcej chemii i GMO" plus farmy morskie, mięso z hodowli komórkowych itp. Wszystkie są porównywane ze standardowym sposobem pod różnymi kryteriami - kosztu, wymaganej ziemi, energii, generowanych zanieczyszczeń, cierpienia zwierząt itp. Oczywistym jest, że wszystkie alternatywne metody są droższe (gdyby były tańsze, natychmiast stałyby się standardowymi), ale pewnie nie dla każdego jest oczywiste, że pod względem etycznym i zdrowotnym żadna nie jest jednoznacznie lepsza. 

Zaczynamy od tablic informacyjnych i filmów przybliżających historię. Pierwsza rewolucja w produkcji żywności nastąpiła w okolicy I Wojny Światowej - nawozy sztuczne i początki mechanizacji zlikwidowały głód w krajach rozwiniętych. Druga po II Wojnie - pestycydy, tani transport i dalszy rozwój przemysłowego rolnictwa zlikwidowały głód w reszcie świata, zastępując go nadprodukcją żywności. To znaczy oczywiście nadal są miejsca, gdzie występują klęski głodu, ale przyczyną jest wojna i polityka, a nie to, że nie da się wyprodukować. Negatywne skutki znamy - wymieranie owadów, zanieczyszczenie wód, eksplozja demograficzna, choroby cywilizacyjne... Ale czy chcielibyśmy wrócić do modelu, w którym większość ludności pracuje na roli, a głód na przednówku jest realną perspektywą?

W ostatnich latach rozpowszechniły się produkty naśladujące mięso. W Wielkiej Brytanii popularną marką jest Quorn zawierający białko z grzybów (smakowo to średnia półka, da się zjeść, ale znam lepsze). Okazuje się, że firma chciała opracować wysokobiałkową paszę dla zwierząt - produkt wyszedł znakomity, tylko zbyt drogi. Paszę dla ludzi można sprzedawać drożej.

Olej palmowy ma złą sławę. W rzeczywistości nie jest wybitnie niezdrowy, a w każdym razie lepszy od tego, co zastąpił: w żywności przetworzonej potrzebne są tłuszcze stabilne i w postaci stałej. Większość tłuszczów roślinnych to płyny, można je utwardzić przez uwodornienie, ale wtedy powstają szkodliwe tłuszcze trans. Olej palmowy nie potrzebuje tego procesu. Co innego problemy środowiskowe i społeczne - olej palmowy produkują głównie kraje, w których ochrona środowiska i prawa człowieka niezbyt się przyjęły. Stąd pomysł, by wytwarzać olej o takim składzie jak palmowy, ale za pomocą grzybów. Na zdjęciu model fabryki wykorzystującej taki proces.


Mathematics: The Winton Gallery

Co może być na wystawie matematycznej, pewnie maszyny liczące? Jak się okazało, też - ale głównym tematem jest modelowanie i statystyka.

 

Podoscope, aparat rentgenowski do przymierzania butów. Dziecko (czasem dorośli, ale dla dzieci to było najciekawsze) wkłada do środka stopę w bucie i na ekranie może oglądać poruszające się kości. Zaskoczyło mnie ile czasu minęło przed zakazaniem takich zastosowań. Wiadomo, że początek XX wieku to czas fascynacji promieniowaniem, podoscope jest i tak prawie racjonalny w porównaniu np. z pastą do zębów zawierającą rad. Dość wcześnie odkryto, że wysokie dawki są szkodliwe, ale "niskie" - to najwyżej jakieś niegroźne oparzenie, nie ma się czym przejmować. Dopiero po Hiroszimie i Nagasaki, a potem testach atomowych, okazało się, że i małe dawki mogą być szkodliwe. Koniec lat 40 to pierwsze rekomendacje (bez mocy prawnej) dotyczące ekranowania urządzeń, ograniczenia czasu pojedynczej ekspozycji i ich ilości w ciągu roku, itp. Zakazy to, w zależności od miejsca, od 1957 (pierwszy stan w USA - Pensylwania)  przez lata 70 (większość USA i Europy) aż po 1989 (Szwajcaria).

A gdzie tu matematyka? W postaci statystyki. Efekt zdrowotny pojawia się po wielu latach i nie u każdego, dopiero metodami statystycznymi można było ustalić, że określona dawka promieniowania zwiększa zachorowalność na jakiś nowotwór o x%. Według informacji z muzeum, to dlatego tak długo nie było zakazu. Moim zdaniem zadziałała tu raczej ekonomia. Rządy obawiały się konieczności wypłacania odszkodowań dla producentów i wstrzymały się z zakazami do czasu, gdy ludzie i tak przestali korzystać z tych urządzeń.

Obawiamy się dzisiaj bezdusznych algorytmów rządzących naszym życiem. No to proszę, przykład z 1972. Urządzenie, które na podstawie fal mózgowych pacjenta i informacji wprowadzonych przez lekarza obliczało, czy warto podejmować próbę reanimacji, czy też doszło do uszkodzenia mózgu.



Symulator Morza Północnego z lat 60, służył głównie do prognozowania powodzi. Nie wyjaśniono dokładnie, ale na moje oko symulator działał analogowo (napięcie w jakimś układzie odpowiadało poziomowi wody w określonym miejscu, odpowiednikiem wiatrów i prądów morskich były połączenia o określonej impedancji), część cyfrowa służyła do odczytu i sterowania.

The Clockmakers Musem

Podobno najstarsze muzeum zegarów na świecie. Minimalnie interesujące są morskie chronometry (niegdyś ważne osiągnięcie, które zwiększyło bezpieczeństwo podróży). Ogólnie - doceniam znaczenie, ale nuda, ile można patrzeć na kółka zębate. Co innego sąsiednia wystawa.




Science City 1550–1800: The Linbury Gallery


W czasach, które nazywamy Oświeceniem (i trochę przed, wbrew temu co kojarzymy ze szkoły, nauka rozwijała się i w Baroku), większość zaawansowanych instrumentów naukowych powstawało w Londynie. A wszystkie w mosiądzu i mahoniu.  Część przyrządów w muzeum przyczyniła się do odkryć w londyńskich towarzystwach naukowych albo podczas ekspedycji, ale są też pomoce naukowe. Oczywiście nie z pierwszej z brzegu podstawówki, a np. należące do rodziny królewskiej. Niestety nie mam zbyt wielu zdjęć, a te co mam są chaotyczne - zwiedzałem tę wystawę na końcu, poganiany komunikatami odliczającymi minuty do zamknięcia.

Information Age

Nie tylko komputery i internet, ale również to, co było wcześniej. Na przykład telegraf - pewnie wszyscy kojarzymy kod Morse'a i operatora stukającego kluczem by zewrzeć obwód. Ale już 100 lat wcześniej, w XVIII wieku, w Europie Zachodniej działały sieci telegrafów optycznych (a pojedyncze urządzenia były używane już w starożytności, ale dopiero duża sieć ma znaczenie). Czyli system wież wyposażonych w teleskopy i w ruchome ramiona, których układ kodował znaki. Telegrafów elektrycznych też zresztą było więcej. Jeden specjalizowany przetrwał wiele lat: system sygnalizacji kolejowej, nie przesyłał znaków, a tylko informację czy tor jest wolny. To jedna z kilku wystaw zawierających interaktywne elementy: obok oryginalnych eksponatów stoją symulatory, na których można spróbować sił w odczytywaniu i wysyłaniu komunikatów. 



Oprócz tego na wystawie jest trochę satelitów telekomunikacyjnych.


I różne ciekawostki, np. rower Google Maps, do tworzenia Street View w miejscach niedostępnych dla samochodów. No i oczywiście komputery i telefony.

Flight

Dla mnie to druga po Space najciekawsza część muzeum. Wystawa jest ogromna i mieści kilka naprawdę ciekawych okazów, których spodziewałbym się raczej w muzeum lotnictwa niż w ogólnym naukowo-technicznym. Standardowych samolotów i śmigłowców nie warto nawet wyliczać, podobnie jak kolekcji silników. A niestandardowe, to np. Short SC.1, eksperymentalny samolot startujący i lądujący pionowo.



Sporo miejsca poświęcono wczesnej historii lotnictwa, jeszcze sprzed braci Wright - oczywiście głównie repliki i modele. Np. sterowce i ich gondole, samoloty z napędem parowym (spoiler: nie poleciały).



Z późniejszych czasów, rakietowy myśliwiec Me-163, pociski V-1 i V-2.



Vickers Vimy został zaprojektowany podczas I Wojny Światowej jako ciężki bombowiec, wszedł do użytku już po. Miał jak na tamte czasy ogromny zasięg (1400km w normalnej wersji), dlatego powstała też wersja pasażerka i medyczna. Ten konkretny egzemplarz został zbudowany do lotów długodystansowych, wyposażony w dodatkowe zbiorniki paliwa. Jest pierwszym samolotem w historii, który bez lądowania przekroczył Atlantyk.






Komentarze